Dwa lata upłynęło od chwili, gdy stary Olszak oświadczył panu swojemu, że popełnił niedorzeczność, którą on dobrze naprzód przewidział. Nie powstrzymało to naturalnego trybu rzeczy. Nazajutrz potem, był ów obiad u pana Teodora, w czasie którego on się sam zdradził w końcu, przedstawiając gościom swoim przyszłą domu gospodynię. — Zdrowie narzeczonych wypili wszyscy winem szampańskim, którego podejrzanej słodyczy i kwasku przypominającego sok porzeczkowy nikt nie uważał.
Ślub odbył się w kilka miesięcy potem, bardzo cicho, w parafialnym kościółku i państwo młodzi wprost od ołtarza odjechali do Włoch, gdzie rok cały przesiedzieli, a raczej przepodróżowali.
Dwa lata, niezmierny przeciąg czasu dla nieszczęśliwych, chwilka dla tych, którym niebo pobłogosławiło.
W najbliższem od Zamostowa miasteczku, a raczej lichej mieścinie, która na tytuł ten nie zasługiwała; w jednym domu zajezdnym pod „Złotym
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jesienią tom III.djvu/67
Ta strona została uwierzytelniona.
ROZDZIAŁ IV.