obwarzankiem“ u pana Michała Lublińskiego, właściciela hotelu i restauracyi, w osobnym pokoiku młody mężczyzna, wysiadłszy z bryczki pocztowej, przygotowywał się przemienić podróżne ubranie. — Pomimo znacznie zmężniałej postaci i nieco odkwitłej twarzy, łatwo w nim było poznać pana Adryana Brzoskiego.
Powracał on z długiej podróży i studyów, a że dał był ciotce słowo, iż ani pisać, ani dowiadywać się o nic i o nikogo nie będzie, dotrzymał go aż nadto sumiennie. Głuche ledwie dochodziły go wieści o osobach, do których przed laty dwoma wesołe wakacye go zbliżyły. Pozostała mu tych ludzi pamięć żywa, zajęcie niemi obudził jeszcze powrót w te strony.
— Co też się tu dzieje? co znajdę za niespodzianki? — mówił stojąc przed zwierciadełkiem i uśmiechając się sam do siebie. — Ta śliczna Dosia? co też się z nią stało? Mój Boże! serce mi jakoś na jej wspomnienie nie bije jakby powinno! Trochę w tem było młodzieńczego szału i dziwactwa, o tak! dziwactwa, boć przecie, było to dziewczę, jak inne, śmielsze tylko trochę i roztropniejsze od swych wiejskich rówienniczek. A ciocia? nic nie wiem o cioci!
Uśmiechnął się sam do siebie. Pan Adryan postarzał, mówił w duchu, starł się z policzków rumieniec, oczy przygasły i krew płynie o wiele spokojniej i myśl stąpa o wiele ostrożniej. Ale to przecież ciekawe, okrutnie ciekawe, powrót w te strony od których się o mil kilkaset kręciło tak długo. Mam prawo najzupełniejsze zajechać teraz do ciotki... Łatwo by mi było popytać gospodarza, ale to odejmie cały smak niespodziance, a niepodobna, ażeby wszystko to poszło trybem przewidzianym, żeby Dosia wykwitła na ideał... pan Krzysztof się ożenił... Teodor odmłodniał... a madame Lise postarzała.
Błąkał się tak myślami bijąc o wspomnienia, jak mucha o pajęczynę, gdy we wrotach zajazdu dała się słyszeć wrzawa i klątwy.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jesienią tom III.djvu/68
Ta strona została uwierzytelniona.
— 63 —