Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jesienią tom III.djvu/70

Ta strona została uwierzytelniona.
—   65   —

— A! zdrowi, zdrowi wszyscy — odezwał się Teodor — wszyscy zdrowi. — I uciął.
— Ale pan podróżowałeś, podróżowałeś, wędrowałeś — począł po chwili — świata się napatrzyłeś. Żeśmy się to nie spotkali, bo ja z żoną cały rok przebyłem za granicą, po Włoszech. Szczęśliwy rok miodowy, chociaż się skarżyć nie mogę i teraz, tak, i teraz miodem moje dni płyną. Jestem najszczęśliwszym z ludzi, a Liza najmilszą z kobiet. I, wiesz — dodał — syna mi Pan Bóg dał, ma już rok, zdrów. — A cichutko dodał — Atavisimus — do Zamorskiego jak dwie krople wody będzie podobny.
Westchnął.
— Jedno nieszczęście, że mi Lizka od urodzin mojego Roderyka ciągle chora, doktor z domu nie wyjeżdża, delikatna strasznie. Nie poznasz jej jaka z tego trzpiota poważna się zrobiła dama. Tak! co się zowie, dama, choć na największe salony.
Odetchnął nieco.
— I cóż powiesz na to — począł znowu — z tym Zamorskim do ładu nie mogłem przyjść po ślubie. Rachunki, kompromisa, awantury, jakoś zgoda się zrobiła, ale nie żyjemy z sobą. Liza tam czasem bywa, ja nie. I ten Maciorkiewicz godnym się okazał swojego imienia, to bałwan, ale z niemi żadnych stosunków. Wieś mi jedną zabrali i tak, pomimo posagu, z któregom skwitował, w oczy go niewidząc. Oszukałem się na Zamorskim. Pamiętasz, toż to była prostota sama i szczerość, a powiadam ci w interesach, wyga, frant... pieniacz, ze świecą szukać drugiego. Lecz, Bóg tam z niemi, poczciwa i dobra, kochająca mnie żona za wszystko nagradza i pociesza.
Adryan milczał napróżno parę razy poprobowawszy przerwać. Teodor cygaro sobie przygotowując chodził po izdebce i usta mu się nie zamykały. Spoglądając nań dostrzegł Brzoski, że mu znacznie urosł brzuszek, a zbladło lice, oczy miał otoczone jak-