by siecią pajęczą, drobnemi marszczkami. Szczęście też męczy i postarza.
Nareszcie gdy ten potok wyrazów szumiąc, przesłyszał, Adryan skorzystawszy z przestanku, spytał:
— A pan Krzysztof?
Teodor zapalał właśnie cygaro, które nie dobrze ciągnęło, ssał je więc nie przerywając sobie, spojrzał tylko, ramionami ruszył i odjąwszy je od ust, rzekł sucho:
— A zdrów, zdrów.
— Gdzież mieszka?
— Na zamku — dodał wracając do cygara Męczyński.
— Na zamku! — powtórzył zdziwiony Adryan — przecież tyle wiem, że hrabina za mąż poszła.
— A no, poszła — rzekł Teodor — a cóż to ma jedno do drugiego?
— Więc chyba nie za niego?
— A! rozumie się, że nie za niego! — dorzucił Teodor przechadzając się żywo, i zaraz wtrącił: — Gdybyś mnie posłuchał, tobyś ze mną dziś na noc pojechał do Zieleniewszczyzny, tambyś sobie spoczął. Moja poczciwa Liza byłaby ci bardzo rada, no, a potem... tobyś sobie objechał sąsiedztwo.
Adryan tak był zdumiony zupełnie niespodzianą nowiną, iż chwilę stał milczący i pytać już więcej nie śmiał. Wyczytał mu to z oczów Teodor, przyszedł go uściskać i nacierał.
— Ale tak, do mnie na noc, słowo ci daję, to będzie najlepiej, przypomnimy sobie dawne. Jak mnie kochasz!
I nie czekając odpowiedzi, otworzył drzwi, zawołał służącego.
— Żeby mi konie były zaraz gotowe, tylko wytchnąć i siana dać trochę. Wracamy do domu.
Protestować już było próżno.
Służąca pana Lublińskiego wniosła samowar dla Adryana. Z amerykanki dobyto jakieś przekąski, za-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jesienią tom III.djvu/71
Ta strona została uwierzytelniona.
— 66 —