Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jesienią tom III.djvu/91

Ta strona została uwierzytelniona.
—   86   —

ność jej nie straciła nic, ale nie zyskała także, można było powiedzieć, że zmężniała i dojrzała tylko. Czując, że Adryan się w nią wpatruje ciekawie, panna Wilczkówna usiłowała uwagę jego zwrócić na Magdzię, która rada była szczebiotać. — Zbliżano się ku dworowi.
— Widzi pan, poczęło dziewczę, jak się tu wiele zmieniło w Pobogowszczyznie. Nie prawda, że i dom ładniej wygląda, ogród i sztachety, a wewnątrz, zobaczysz pan, jak mama to umiała pięknie urządzić. Nawet stryj Krzysztof pochwalił. A! jak tatko z pana będzie rad i mama i Wacek. Wacek wyrósł okrutnie, aż nadto, taki ogromny się zrobił.
Słuchając tego szczebiotania, przerywanego to uśmiechem, to słowem Dosi, Adryan ciągle się jej przypatrywał. Smutniejszą była, niż niegdyś, poważniejszą, ale tą samą Dosią, której rozumem, wejrzeniem i mową otwartą cieszył się niegdyś Wilczek stary.
W ganku znaleźli pana Pawła, panny pobiegły dać znać gospodyni o gościa przybyciu. W istocie dwór wspanialszy był, wyrestaurowany z pańska, ale, niestety, bez wielkiego smaku. Ganek oszklony pełen kwiatów prowadził do środka. Tu sprzęt cały sprowadzony ze stolicy, przepyszny, wytworny, miał tę wadę, że był taki, jak wszędzie, zwierciadła ogromne, dywany przepyszne, wszystko nowe i jak z igły zwiastowało dorobkiewiczów, którym pilno było pochwalić się z mieniem i smakiem. Paweł po staremu ubrany był z wielką prostotą, ale pani wyszła strojna, z wielkiem staraniem. Nie wpływało to jednak na jej serdeczne, przyjacielskie, szczere gościa przyjęcie, wybiegła naprzeciw Adryana ucieszona, śmiejąca się, szczęśliwa. Wacek gdzieś był na botanicznej wycieczce.
Po wybuchu pierwszej radości, kilka słów zamieniwszy z panem Pawłem, Adryan wybrał się z nim