Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jesienią tom III.djvu/95

Ta strona została uwierzytelniona.
—   90   —

nie umiał pojąć, by na nieczynność, w obec takiego stanu, miał być skazanym.
— Kochany panie Pawle — rzekł po milczeniu długiem — jest-żeś pan pewnym tych faktów? nie są przesadzone dowolnie, dopełnione?
— Płyną z najlepszego, czystego źródła, ta biedna, a wielce zacna Wilczkówną, o mało nie padła ofiarą intrygi — mówił Paweł — patrzyliśmy na to, byliśmy poniekąd świadkami. Ja kasztelanica znam dawno, znają go wszyscy. Wanda uchybiła lekkomyślnie wpuszczając go do swojego domu, ale nigdyby za niego nie poszła, gdyby nie zręczne manewra panny Kornelii, która ją potrafiła skompromitować, zmusić niemal do małżeństwa.
Zburzony cały, tak, że na twarzy jego malowały się wszystkie uczucia, jakie w nim opowiadanie wzbudziło, przeszedł Adryan do salonu. Poznała po nim pani Pawłowa to wzruszenie, które wesołością swą i obojętniejszą starała się uśmierzyć rozmową. Brzoski nie mógł nawet wpatrzyć się w Dosię, bo się lękał, aby wzrok jego nie dał się jej domyśleć, że wie te szkarady. Wilczkówna siedziała naprzeciw niego z Magdzią, spokojna, poważna, ciekawie niekiedy mierząc go oczyma. Wiedziała ona, że Adryan był pierwszym, co ją w ten świat chciał wprowadzić, i wdzięczną razem mu była i gniewną. Oboje nie przemówili już do siebie prawie i słowa.
— Byłem u ojca pani — rzekł tylko krótko Brzoski — i ucieszyłem się widząc go w dobrem zdrowiu.
— Biedny ojciec! — szepnęła Dosia — jemu tam tak pusto.
Wkrótce po podwieczorku, Brzoski śpieszył wyjechać napowrót do Zamostowa, pilno mu było widzieć się z ciotką po odkryciu tych tajemnic, i oszczędzić jej przykrych wyznań, jeśliby je czynić chciała. W drodze napadła go burza z ulewą, tak, że i spóźnić się musiał z powrotem i dojechawszy przebierać jeszcze, nim poszedł do salonu. Wieczór już był późny.