Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Justka.pdf/103

Ta strona została uwierzytelniona.

jego starości. Ta pogłoska szkodziła Justce, choć była fałszywą, a miłość barona dla niej zdawała się ją potwierdzać.
Drudzy utrzymywali, co nie na lepsze jej wychodziło, że to było dziecko chłopskie, i że miało liczną rodzinę, której się okupywać musiał baron.
Ponętę więc milionów osłabiały znacznie obawy — i wstręt, jaki rodziny znaczniejsze mają zawsze do połączenia się z niestojącemi z niemi na równi.
Lecz baron dawał wieczory, przy kotylionach prześliczne podarki; podwieczorki jego i wieczerze sławne były z wytworności, bo on sam liczył się do smakoszów, bawiono się u niego po książęcemu.
Justka wśród licznego już orszaku młodzieży, który koło niej krążyć zaczynał — nie wyróżniła jeszcze nikogo. Niejednym się posługiwała, jak p. Aurelim, naprzykład; drugich, jak p. Leona chciała trochę podrażnić i zaintrygować; bawiła się innemi: żaden do serca jej nie przemówił.
Wieczorem, paplać przed Martą o swych wrażeniach — szczebiotała żartobliwie:
— Zobaczysz, że jeśli ja kiedy się jakim chłopcem zajmę, jak ty mi to przepowiadasz — to chyba takim, co będzie miał surducinę wytartą i buty pokrzywione: taki mam zły smak. Ja to czuję....
— Niechaj Bóg uchowa! kochana panienko —