Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Justka.pdf/126

Ta strona została uwierzytelniona.

nic nie brak, zmyśla sobie gorycze dla przyprawy monotonnego żywota.
— Przyznasz pan, że mnie obwiniać się nie godzi o wybryki fantazyi; życie moje rzeczywiste przechodzi fantastycznością wszystko, coby wyobraźnia wymyśleć mogła zatem — może to mojem przeznaczeniem?
Zygmuś się oburzył.
— Ale dajmyż pokój temu przedmiotowi — rzekł — ja-m winien, żem go zagaił. Bądź pani wesołą, nawet w najgorszym razie, człowiek powinien, póki może, z chmur się otrząsać. Nie cierpię tych Szopenhauerzystów, którzy plują drugim w jadło, sami jeść nie mogąc. Moją zasadą i prawidłem: mężnie naprzód, wesoło i nie skarżąc się nigdy! Skarga dowodzi słabości, zwiększa bóle, a nie słodzi nic.
— Masz pan słuszność — odezwała się Justka — zasadę tę przyjmuję od pana; tylko: zkąd sił na jej zastosowanie codzienne?
— Dam jeden sposób — wtrącił Zygmuś. — Gdy się zechce skarżyć i stękać, wziąć się do pracy — zmusić.
Z widocznem współczuciem podała mu rączkę Justka. — Rozmowę dalszą przerwali krążący i cisnący się do pięknej panny, z których każdy się starał zwrócić na siebie jej uwagę. Leon też, po teraźniejszym powrocie do miasta odwiedzający