Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Justka.pdf/135

Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie widzę powodu, abym miał zwątpić — odparł syn. — Niech mama się nie turbuje, a mnie zostawi staranie: ja będę wiedział jak sobie poczynać.
— A stary baron! Nie możnaby jego ująć sobie? — szepnęła matka.
— U mnie to wszystko wchodzi w rachunek — rzekł poważnie Aureli, więcej okazując pewności siebie, niż jej miał wistocie.
Spytawszy jeszcze o Leona, bo i ten ją niepokoił, uspokoiła się naostatek zmęczona, wzruszona parafianka i po rumianku, który dzień zamknął, udała się na spoczynek.
Pobyt Porochowej w Warszawie, w ten sposób rozpoczęty, nie przeciągnął się zbyt długo. Sama ona postrzegła, że mało mogła być synowi użyteczną, a w towarzystwie otaczającem Justkę czuła się zbyt obcą. Koszta przytem znaczne zastraszały nie nawykłą do wydawania gotówki, i po kilku dniach, otrzymawszy drogocenny zegareczek od panny, inną jakąś pamiątkę od barona, Porochowa, dosyć smutna, ze łzami opuściła miasto, przekazując synowi dalsze staranie.
Naprawdę wielkich nie miała nadziei, a pocieszało ją tylko to, że Leonkowi nie lepiej się powodziło. Aureli zaręczał jej za to — i nie mylił się.
Była jednak różnica pomiędzy nim a Leonem.