Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Justka.pdf/142

Ta strona została uwierzytelniona.

Dziewczę, łatwo odgadłszy życzenia dziadka, dręczyło się tem, że im zadość uczynić nie mogło. Sama myśl poślubienia tego vice-munduru przejmowała ją grozą.
Zygmuś, gdy chciał dokuczyć pannie Justynie, napomykał jej żartobliwie o tem, że dziad zmusi ją może do oddania ręki baronowi.
— Naówczas — odzywała się Justka — wiesz pan, cobym zrobiła? Zapakowałabym w węzełek moich parę koszul i uciekłabym gdzieś w świat.
— W takim razie, na miłość Boga, niech pani mnie raczy pozwolić, abym jej towarzyszył — mówił Zygmunt — mój węzełek nie jest pewnie większy od tego, jaki pani zabierze: ruszymy, przynajmniej wzajem sobie dodając otuchy!
I kończyło się to śmiechem, bo któż ze strony dziadunia mógł przypuścić przymus?