Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Justka.pdf/149

Ta strona została uwierzytelniona.

tylko do skłonienia Justki, aby ręką swą oddała baronowi.
Nie wiedząc o niczem więcej, jeno o tem, że stary dziadunio cały majątek jej zapisał, spędziła sierota dni kilka i przypadek tylko zdradził zachowywaną przed nią tajemnicę.
Prawie gwałtem wdarł się, pomimo Marty, Zygmuś, w progu już występując z gorącą kondolencyą i oburzeniem, spostrzegł dopiero zdradziwszy się, że Justka o niczem nie wiedziała.
W pierwszej chwili stała osłupiała, lecz wkrótce na bladą twarzyczkę jej wystąpił rumieniec.
Poczęła od łagodnego wyrzutu przytomnej pannie Jolancie, że przed nią, jak przed dzieckiem, ukrywano to, o czem ona wiedzieć była powinna.
— Miałam zawsze przeczucie czegoś podobnego — dodała — i nic mnie krok ten ze strony barona nie dziwi, ale ja im wcześniej pomyślę o sobie, tem lepiej.
— Pani się o siebie tak bardzo troszczyć nie potrzebujesz — przerwał Zygmuś, — stronę jej biorą wszyscy, a opiekunowie zaręczają, że napastnik sprawę przegra i wstydzić się tylko będzie swojej chciwości.
— A pan sądzisz — zawołała Justka — że ja processu dopuszczę? Ja, biedna, obca sierota, com tyle, wszystko winna nieboszczykowi? Jakim