Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Justka.pdf/152

Ta strona została uwierzytelniona.

mnie tak natarczywie uwielbiali: ilu było spekulantów, a ilu przyjaciół?
Na pana Zygmunta rachowałam zawsze, oprócz niego wiem, że professor Dobek jest moim wiernym druhem — reszta....
Jestem wolną, kochana pani — jestem wolną! a to ma swoję cenę. Obłok kłamstw się rozproszy, ujrzę prawdę! co za szczęście!
Co przewidywała Justka, to się wistocie sprawdziło. Wiadomość o processie który wytaczał Brock, znany ze swych stosunków, ostudziła większą część starających się: powoli pierzchać zaczęli wszyscy. Pustki żałobą okryty dom zaległy.
Gdy się to działo, a opiekunowie Justyny przygotowywali bronić jej praw niezaprzeczonych, baron Brock uczynił krok do — porozumienia.
Sam osobiście stawił się do p. Radzcy Dzierżyckiego.
— Panie Radzco — rzekł, zasiadłszy w krześle — boleję nad tem, że obowiązki względem familii zmuszają mnie do postępowania, które ludzie obojętni, zdala stojący, fałszywie osądzą. Nie mogę dopuścić, aby mienie rodu rozproszyło się i przeszło w ręce obce, gdy je uratować można. Jest to wzgląd wyższy, ale dla mnie rozstrzygający. Nie mogę się bawić w sentymentalizm. Rodziny arystokratyczne upadają, ubożeją: kto może, powinien się starać na stanowisku utrzymać.