Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Justka.pdf/156

Ta strona została uwierzytelniona.

ną nadzieję, iż heroiczną jego ofiarę przyjąć musi Justyna, został tem niepomiernie zdziwiony i oburzony.
Przechodziło to jego pojęcie.
— Państwo więc — odparł — spodziewacie się utrzymać z testamentem? a ja zaręczam wam, że choćbym miał iść do najwyższych instancyi, do ogólnego zebrania, do tronu, praw rodziny się nie zrzeknę. Koszta będą znaczne.
Radzca nic nie odpowiedział.
— Z mej strony — dołożył jeszcze Brock, — uczyniono cotylko było możliwem, aby pieniactwa uniknąć i zaspokoić wszelkie, jakiekolwiekbądź, wymagania. Umywam ręce.
Po wyjściu Radzcy Justka się rzuciła w objęcia Jolancie, zapłakana.
— I tę upokarzającą przeżyć musiałam propozycyą! — rzekła. Jakież on o mnie ma wyobrażenie!
— Powiedz: jakie daje o sobie? — odparła Jolanta. I na tem się skończyło.
Ze wszystkich, którzy się tej zimy zbliżyli więcej do Justki, p. Leon był może w położeniu najdziwniejszem. Bronił się zakochaniu, tłómaczył się przed sobą, że nie mógł, nie powinien i nie kochał się, a tymczasem szalał i chodził z gorączką w sercu.
Nawet grożące Justynie ubóstwo nie odstra-