Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Justka.pdf/25

Ta strona została uwierzytelniona.

gę na dziewczę, wołała ją i kazała szyć pod oczyma w swoim pokoju, gderząc nieznośnie.
W niedzielę następującą złożyło się tak nareszcie, iż Justka mogła na chwilę panią Porochową pochwycić.
— A, dobrodziejko moja — zawołała, całując ją po rękach — ratuj mnie, bo ona zamęczy. Jednej godziny-bym nie wybyła, ale jak tu uciec? Nocą się boję, a we dnie patrzą, szpiegują.
Porochowa klapsem po głowie przerwała jej.
— Przysiąż-że mi, na ten kościół i Boga, co na nas patrzy i słucha, że mnie nie wydasz, że nigdy nikomu nie powiesz, iż ja ci pomogłam!
Dziewczę, skrzyżowawszy ręce na piersiach, pośpieszyło zaprzysiądz, a sąsiadka litościwa schyliła się jej do ucha.
— We Środę, w nocy, wymknij się z dziedzińca ku gościńcowi. Będzie tam stać furmanka, człowiek pewny. Ten cię podwiezie, a nim rano się opatrzą, będziesz o mil kilka. Na, masz, karteczkę do mojej siostry do Strzyżowa; ona już będzie wiedziała co zrobić z tobą, ale jak ty mi piśniesz co, to Pan Bóg cię srodze ukaże.
Porochowa byłaby może udzieliła jeszcze jakiej informacyi, ale w tej chwili Sędzinka się ukazała już na cmentarzu, a sąsiadce szło o to, aby jej w towarzystwie Justki nie zobaczyła, odskoczyła więc jak oparzona, niechcąc już ani jej znać, ani