Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Justka.pdf/47

Ta strona została uwierzytelniona.

ła, tak wydawały się rozpromienionemi, tak były wesołe, rade ze świata i z siebie!
Justkę ten obrazek tak zajął żywo, iż pomimo pośpiechu, jaki jej zalecano, zatrzymała się trochę, nie mogła się od niego oderwać.
Było więc inne życie na tymsamym świecie, nie ciężące takiem brzemieniem już od dni młodych. Cóż byli ci wybrani, którym udział w niem się dostał?
Dlaczego oni tylko, a nie wszyscy? Dziecko smutnie tak marzyło, gdy uwagę jej ściągnął siwowłosy, miłego bardzo oblicza starzec, który siedział na bocznej ławeczce zadumany, sparty na lasce. Opierając się na niej, patrzał tak po ogrodzie, po ludziach, gdy nagle laska mu się z rąk wysunęła, upadła na ziemię. Staruszek ruszył się z ciężkością, aby ją podnieść, ale osłabłe nogi się zachwiały i padł na jedno kolano, a byłby całkiem się obalił, gdyby Justka, śpiesznie podbiegłszy, nie podchwyciła go z całych sił pod rękę, a drugą laski nie podała. Wykonała to tak zręcznie i prędko, że mocno przestraszony staruszek, chociaż mówić nie mógł, zaczął się wdzięcznie uśmiechać. Krew uderzyła mu do głowy, potrzebował długiej chwili, nim zupełnie przyszedł do siebie.
Justka, spełniwszy tę posługę, już się oddalić chciała, gdy stary, mocno ją pochwyciwszy za su-