Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Justka.pdf/52

Ta strona została uwierzytelniona.

pokoju, pozostała w kuchni i nie słyszała co z sobą mówiły. Uważała tylko, że potem, odprowadzając ją p. Martę, Franaszkowa była z wielkiem dla niej uszanowaniem.
Justka przybliżyła się, aby ją pożegnać; a ona, całując w głowę, szepnęła do ucha: — Ja tu wkrótce powrócę.
Po wyjeździe p. Marty, nie myśląc o łajaniu i wyrzutach, Franaszkowa kazała sobie opowiedzieć przygodę całą w Saskim Ogrodzie, opisać starego, powtórzyć jego wyrazy — i ruszała ciągle ramionami.
Wkrótce potem przyszedł do domu na spóźniony obiad sam Franaszek i temu trzeba było znowu opowiadać, opisywać, powtarzać tożsamo.
Franaszkowa wygadała się głośno z tem, że stary ów pan chce niby Justkę wziąć na swą opiekę, dodając z przekąsem: że łaska pańska na pstrym koniu jeździ, że juści jej tu u nich źle nie było i głodem nie marła.
Widać było, że nie radzi się jej teraz pozbywali, lecz myśleli o wyciągnieniu z tego jakiejś korzyści dla siebie, że ją oddadzą.
Przez dni parę p. Marta się nie zgłaszała i już Justka wątpić zaczęła, ażeby się piękne obietnice ziściły, gdy po południu zajechała dorożka, przy-