Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Justka.pdf/78

Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie piękna?
— Kto? — zapytałem. — On wskazał mi tę dziwną właśnie spostrzeżoną panienkę.
— Baronówna, o której ci mówiłem. — Nie taiłem, że mi się wydała bardzo piękną.
— No, piękna! — odparł Aureli z zapałem — ale to jest nic jeszcze. Oprócz piękności, pójdźno ją zagadnij, zobaczysz, co to za rozum, dowcip, takt, a przy tem taka miła, tak nic nie dumna!
Przesadzone te pochwały zaczęły mnie niecierpliwić, bo znam Aurelego, że gdy raz weźmie się do uwielbień, czy do czernidła, nie ma temu końca. Chciałem już odejść, gdy przystąpiła do nas Słociska i zwróciła się ku mnie.
— Znasz pan baronównę? — spytała.
— Nie.
— Chcesz, ażebym cię zaprezentowała?
Zawahałem się, nie miałem wielkiej ochoty, alem nie wiedział sam, czy mi wypada odmówić. Słociska tymczasem, jak ona jest poufała i żywa, biorąc moje milczenie za przyzwolenie, pociągnęła mnie do grupy osób otaczających piękną pannę, i niewiele myśląc — zaprezentowała.
Podniósłszy oczy, zobaczyłem ją zarumienioną i zmieszaną. Trwało to bardzo krótką chwilkę, i natychmiast usłyszałem głosek łagodny, pytający mnie, czym oddawna był w Warszawie? — odpowiedziałem, że tu bawię już z małemi przerwa-