Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Justka.pdf/97

Ta strona została uwierzytelniona.

Jakiś stary niespełna rozumu, baron czy jak go tam tytułują, wziął ją na wychowanie. Ani teraz poznać! chodzi w atłasach!
Rabicki osłupiał.
— Nie godzi się żartować tak! — odparł smutnie.
— Tak mi Boże dopomóż! — krzyknęła Franaszkowa — co acan sobie myślisz? Prawda święta! Idź na Krakowskie, mój mąż ma adres, sam się przekonasz.
Rabicki nie wierzył jeszcze i stał bez mowy. Franaszkowa się śmiać zaczęła. Dopiero po zaręczeniach i przysięgach, gdy mu Franaszek dał adres, ze strachem powlókł się na Krakowskie.
Stary gumienny, chociaż do Warszawy zabrał z sobą najlepsze, na wszelki przypadek, odzienie, owa odświętna kapota nie wyglądała wcale zalecająco.
Sam on, rozglądając się po ulicach, nabierał przekonania, że biednie się prezentował. Jego długie buty kozłowe, pas, czapka z daszkiem, nawet bielizna i chustka, równały go z tymi, co tu najlichsze posługi spełniali. Lecz Rabickiemu nie chodziło o to, jak się okaże, tylko, żeby mógł swoję Justkę zobaczyć.
Kto wie, czy paradna służba barona, dobre ludziska, ale z fumami okrutnemi w głowach, byliby go dopuścili, gdyby los, litując się nad bie-