Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kamienica w Długim Rynku.djvu/101

Ta strona została uwierzytelniona.
— 94 —

ry, przekonałem się dowodnie że nie jestem i nie będę nigdy Niemcem. Jestto naród wielkich przymiotów, wielkich zasług i wielką mający pewnie przyszłość przed sobą... bardzo mi żal że się do niego wcielić nie mogę, ale to inny gatunek ludzi. Czuję w sobie że należę do różnego plemienia.
— Tak jest w istocie, uśmiéchając się odpowiedziała Klara — ale ja nie pozwolę stryjowi nic mówić przeciwko nim... Matki nasze wszystkie od kilku pokoleń do tego należały narodu... nie sądzę by nam co z sobą wniosły złego...
— Uchowaj Boże, zawołał Paparona — miały ten wielki przymiot i cnotę, że nic z sobą nie wniosły prócz posagów. Patrzajże moja dobrodziéjko na Jakuba i na mnie, czy nie widać na nas od piérwszego wejrzenia, że nie należemy do plemienia Fiszerowego? Niechże ja — mnie wychowała Hiszpania i włóczęga, jestem po troszę obywatel świata ale Jakub co na swém śmiecisku życie spędził... mówcie co chcecie, nie wygląda mi na Niemca.
— A ja? spytała Klara — tylko szczérze.
— Ty... zawahał się pułkownik... skłamałbym serdecznie gdybyś mnie na wojskową szczérość nie wyzwała. Ty — ot nie wiem... jesteś jako ideał... wyżéj po nad te drobne różnice plemion i narodowości... Któżby śmiał powiedziéć że Wenus medycejska jest Greczynka lub Rzymianka?