Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kamienica w Długim Rynku.djvu/118

Ta strona została uwierzytelniona.
— 111 —

żéj w piersi utrzymać... bądź co bądź... pozwól mi je wynurzyć sobie i — poprosić o rękę twoję.
Panna Klara którą to wystąpienie nie zdziwiło bynajmniéj, przyjęła je spokojnie.
— Jestem panu niezmiernie wdzięczną za jego... przyjaźń i ofiarę, chciéj wierzyć że gdybym sumiennie mogła mu oddać tę rękę któréj życzysz, nie wahałabym się to uczynić... Zostaw mi pan swój szacunek, ale nie wymagaj odemnie tłumaczenia dlaczego... życzeniom jego w żaden sposób zadosyć się stać nie może.
— Jakto? pani mi odbiérasz wszelką nadzieję? zawołał Fiszer.
— Powinnam to uczynić, odpowiedziała Klara — jestto obowiązkiem sumienia, proszę nie badaj mnie pan więcéj...
— Jestli to tylko wstręt do mnie, który przełamaćby się dał może, lub... czego się obawiam — inne przywiązanie?...
Klara się zarumieniła.
— Nie mogę panu więcéj nic powiedziéć nad to, że gdyby w jego miejscu ktokolwiek stanął inny, równiebym ofiarę odrzucić była zmuszoną...
Fiszer spochmurniał.
— Jakkolwiek to jest dekret stanowczy, odezwał się, ja nie mogę wyrzec się nadziei... i apeluję... zostając na stanowisku...
— Wzbronić tego nie mam prawa, ale prze-