Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kamienica w Długim Rynku.djvu/119

Ta strona została uwierzytelniona.
— 112 —

strzedz powinnam pana... zmienić postanowienia nie mogę.
Stary konkurent przebąknął słów kilka i widocznie dotknięty do żywego, poleciał do Wudtkiego.
— Otóżto w co mnie wpędziłeś, zawołał wbiegając — posłuchałem cię, oświadczyłem się pannie i ze wstydem wyszedłem...
— Co? co? co? oświadczyłeś się? krzyknął doradzca.
— A cóżem miał zrobić?
— Oświadczyłeś się pannie?
— Tak jest.
— I w tém omyłka, w tém błąd nieodpuszczony — przerwał Wudtke.
— Jakto? — cóżem miał zrobić?
— Powinieneś był oświadczyć się ojcu, to leżało jak na dłoni... Ojciec od ciebie zależny! byłby miał czas wpłynąć na nią i przygotować ją.
Fiszer zamyślił się.
— To do poprawienia, rzekł.
— Może, rzekł Wudtke... ale wyznajże, kto mając twierdzę atakować daje jéj znać przez trębacza iż przypuści szturm, nie bardzo sobie postępuje zręcznie.
— Głowę straciłem, rzekł Fiszer — to prawda.
— Nie zwlekajże z Jakubem, dodał Wudtke,