Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kamienica w Długim Rynku.djvu/120

Ta strona została uwierzytelniona.
— 113 —

a jeśli dojdzie do ostateczności, wymów mu miejsce natychmiast...
Z tém wyszedł konkurent.




Klara natychmiast po powrocie ojca z biura, w przytomności pułkownika opowiedziała smutny wypadek ranny. Jakub się już go spodziéwał; on jeden całą osnutą intrygę mimowolnie pochwycił, domyślił się jéj... Codzień poufalsze narady i stosunki dwóch tych panów biły w oczy; przewidywał nawet i to następstwo że mu zagraża utrata miejsca. Ani chciał ani potrzebował się taić z tém co dlań było jasne.
— Spodziéwałem się tego, rzekł, w całéj robocie ręka starego Wudtkego jest mi widoczną; lęka się on o syna i radby zapobiedz dalszym jego znami stosunkom... Ztąd zachęta dana Fiszerowi, rady, a w końcu pewnie dla mnie groźba utraty mojego miejsca i sama utrata.
— Mój ojcze! zawołała Klara, składając ręce.
— Dziecko, nie lękaj się, znasz mnie, rzekł p. Jakub — mogę stracić miejsce, ale serca twojego nie stracę...
— A ja wam powiem teraz, wybuchnął pułkownik nagle, że się tego nie obawiam. Dobrze! Jakub odejdzie od Fiszera, ja dla niego mam do