Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kamienica w Długim Rynku.djvu/128

Ta strona została uwierzytelniona.
— 121 —

Pułkownik tak potrzebował się krzątać i cóś koniecznie zrobić w téj sprawie dla uspokojenia swojego sumienia, iż ledwie wybiegł od Radgosza, nie zwlekając chwili, udał się za Zieloną Bramę do wskazanego domu. Łatwo go znalazł zobaczywszy przy małém piérwszém piąterku zawieszoną tablicę z nazwiskiem Carolina Hals. Na nieszczęście na szyldzie jakoś nie było śladu i mowy o męzkiéj bieliźnie... same kobiéce kołnierzyki, mankietki, szemizetki za wystawą... Trochę tém zmieszany, pułkownik postanowił wejść choćby miał co niepotrzebnego kupić dla Klary... Ciemne dosyć wschodki prowadziły na górę... ale mieszkanie całe z wzorową było utrzymane czystością... Otworzywszy drzwi, pułkownik znalazł się w bardzo wesołym i jasnym pokoiku otoczonym szafami za szkłem, pełnemi rozmaitych wyrobów... Był ocalony, zdala już dostrzegł przody koszul męzkich. Z drugiego pokoju z robotą w ręka wyszła naprzeciw niego skromnie ubrana kobiéta średniego wieku, jeszcze bardzo piękna, ale widocznie chcąca o tém zapomniéć, z twarzą smutną i ujmującą. Pułkownik objął jedném wejrzeniem cichy ten kątek. Sympatyczne rysy saméj gospodyni wielce mu się podobały... Był w kłopocie z niemieckim językiem, ale się okazało że p. Carolina Hals mówiła wybornie po francuzku...
Zamówił się o koszule, wybrał ich trzy, pa-