— Zawsze duma staro-szlachecka przy szlacheckiéj goliźnie, uśmiéchnął się bankier...
— Mam powody sądzić że ojciec przyczyniłeś się.
— Wymówki? podchwycił gwałtownie Wudtke — ty? mnie! No — tak, przyczyniłem się, tak... namówiłem Fiszera żeby się starał, doradziłem mu, tak... Cóż daléj?
— Chciałem tylko oświadczyć że to mnie nie złamie, nie zachwieje, a stawi w téj przykréj ostateczności, że dla zapobieżenia dalszemu tych ludzi prześladowaniu, stanowczo wyrzekam się na Berenzów domu, spadku i postanowiłem sam myśléć o sobie. Przychodzę więc tylko ojca pożegnać i oświadczyć iż natychmiast... jak skoro będzie możliwém, postanowiłem się ożenić...
Wudtke porwał się z fotelu...
— Sądzisz więc, że władza rodzicielska nic nie znaczy? że ja temu nie zapobiegnę? że ja będę patrzył na to i dozwolę...
— Kochany ojcze, odezwał się Teofil z krwią zimną, która mu wyższość dawała nad bankierem — nie spodziewam się byś chciał daremne ściągać na nas skandale. W przeszłéj naszéj rozmowie ukazałeś mi jako karę wydziedziczenie a przelanie spadku na Berenzów... ponieważ pobudką tego postanowienia jest los domu twojego, zdaje mi się że to na ukaranie moje starczy...
Ale Wudtke rozprawiać i argumentować w téj
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kamienica w Długim Rynku.djvu/138
Ta strona została uwierzytelniona.
— 131 —