swe usługi... wszędzie grzecznie się widział odprawionym z niczém.
Wiktor znosił to wszystko po żołniérsku, klął razem z papugą Wudtkego i nauczył ją jakiegoś wyrazistego połajania, z którego się śmiał po całych rankach... Nie zapomniał téż o koszulach, o Karolinie Hals i o planach zemsty, o których roił.
Nadchodziła właśnie pora spróbowania koszul zamówionych. Pułkownik odświéżywszy się, gdyż piękna Lotchen głębokie na nim czyniła wrażenie, poszedł za Zieloną Bramę. Zastał ją jak piérwszym razem przy robocie, a nikogo więcéj z nią nie było. Postanowił z tego korzystać i... spróbować czy się nie uda bliżéj i poufaléj zapoznać a zaczepić w rozmowie o bankiera. Poważna jednak, smutna twarz Karoliny, jéj małomówność jakoś go onieśmielały, ale Hiszpan był uparty.
Zaczął od narzekań na kłopoty domowe, niepytany wyspowiadał się z poszukiwań na willi, z zawodów doznanych i niby nieumyślnie wymówił z przekleństwem imię Wudtkego, jako sprawcy domowych trosk...
Imię to sprowadziło rumieniec nagły na twarz Karoliny... Pułkownik szpiegował wrażenia... Przekonywał się ztąd, że to co mówiono było prawdą.
Raz wszedłszy na tę drogę, śmiało ruszył da-