Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kamienica w Długim Rynku.djvu/158

Ta strona została uwierzytelniona.
— 151 —

— Masz zupełną słuszność! dodał Wiktor — ty jesteś rozumniejsza daleko odemnie.



Fiszer który padł ofiarą przerafinowanych planów p. Wudtke, gniéwał się na niego i na siebie że posłuchał, dodatkowo na pannę Klarę że go nie chciała, na Jakuba że go porzucił — gniéwał się na cały świat... Obu im nie powiodło się wcale, miłość własna była obrażona.
Pomiędzy ludźmi grosza i dorobku, — upaść w walce z silniejszym to jest zamożniejszym, być pobitym gdy przeciwnik potężny — rzeczą wydaje się naturalną, — ale zostać zwyciężonym przez ubogiego — oburza i niecierpliwi — Jakub był tylko płatnym pomocnikiem w biurze, figurą podrzędną... Fiszer czuł się do żywego obrażonym.
W Wudtkem nadwerężona powaga ojcowska bolała także; człowiek gwałtowny czuł mocno że syna przekonać i pokonać nie mógł, — gniéwał się na niego, ale stokroć więcéj na całą rodzinę Paparonów.
Zeszli się z Fiszerem na giełdzie, obydwa w złych bardzo humorach, a odbywszy prędko interesa, dali sobie znak i wyszli na Długi Rynek.
— Jużciż tak te rzeczy zostać nie mogą, rzekł Wudtke... trzeba cóś obmyśléć — będziemy pośmiewiskiem ludzi.