Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kamienica w Długim Rynku.djvu/159

Ta strona została uwierzytelniona.
— 152 —

— Ja? spytał Fiszer — ja?
— Pozwól że cała historya śmieszna...
— Smutna... Dałem się poprowadzić...
— Mnie... Co pleciesz... zrobiłeś cóś chciał.
— Bądź co bądź, rzekł Fiszer, ratować się trzeba.
— Z Paparonami raz skończyć...
— No — jak! jak! skończyć! zapewne! dajże środek...
— Ogłosili willę na sprzedaż? pilnować się aby poszła jak najniższą ceną... Mam wiadomość że i dom sprzedawać będą, dopilnujemy się. Nikt go kupić nie może tylko miejscowy, mamy wpływy, użyć ich należy... Następnie życie im uczynić tak nieznośném, aby się ztąd wynieśli...
Fiszer ramionami ruszył. — Frazesy! projekta, ale wykonania środków nie widzę.
— Będziemy ich szukali — rzekł Wudtke i znajdziemy. To pewna że ja się pomszczę... i swego nie daruję...
Słuchał tego kupiec, ale ramionami ruszył tylko i splunął; Wudtke stracił wiele w jego opinii. Rozeszli się niezadowoleni z siebie. Dodać należy iż Jakuba w biurze nie łatwo było zastąpić, a Fiszer go żałował, ale powrócić doń, prosić go, miłość własna nie dozwalała.