Z wielką niecierpliwością oczekiwał pułkownik odpowiedzi na list swój do Jana Alberta Paparony.
Był wszakże wyrozumialszym od Jakuba na opóźnienie się jéj, bo sam należał do tych ludzi, którzy pisać nie lubią, a odpisywać na listy nie cierpią. Jan Albert prawowierny szlachcic, nienawidził także papiéru i kałamarza. Atrament zwykle wysychał mu, a papiéru ostatecznie pożyczano z folwarku... I ten więc list gdy nadszedł, położył go na stoliku mówiąc: — Zobaczymy! będzie na to czas... a że się musiał rozwiedziéć się o spadek, namyśléć i doczekać chwili usposobienia do pisania tego nieszczęsnego listu, upłynął więc miesiąc bez odpowiedzi, a pułkownik pchnął drugi list na pocztę. Jan Albert odebrawszy go aż splunął. — A to gorączka kuzynek, kąpany w ukropie... Ale znowu list położył... i nie rychło się zebrał na odpowiedź. Była ona wcale niezadowalająca; w sprawie spadku po Opalińskich zaszły zmiany, scheda Paparony stawała się wątpliwą... trzeba było czekać szczęśliwszych okoliczności i rozwinięcia się pomyślniejszego procesu, który już trwał lat dwadzieścia a obiecywał potrwać drugie tyle. Nikt téż pretensyi wątpliwéj jeszcze nabywać nie chciał.
Pułkownik ostatecznie pogniéwał się, list zmiął i rzucił na klatkę z papugą, ta zaczęła wrzeszczéć.
— Nie mieliśmy téj sukcesyi, obchodziliśmy się bez niéj, no to ją liczemy za straconą i kwita.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kamienica w Długim Rynku.djvu/160
Ta strona została uwierzytelniona.
— 153 —