Poszedł zaraz do Jakuba i oznajmił mu bez ogródki, że równie na obietnice Jana Alberta, jak na spadek rachować wcale nie należy. Jakub z góry to przewidział i przyjął obojętnie.
W sprawie sprzedaży willi szło opornie. Zgłaszali się kontrahenci, ale każdy nowy nabywca coraz mniéj ofiarował. Byłyto spottpreise, jak mówił plenipotent, niepodobna już oddać własności. Willa w istocie okazywała się nader trudną do sprzedania. Kapitał w nią włożony rentować nie mógł, jak się wyrażali kupcy, nabywcą byłby chyba któś dla fantazyi — dla przebycia kilku miesięcy w lecie, a że budowy choć kosztowne i ogromne były zruinowane, wymagały więc jeszcze znacznego nakładu.
Koniec końcem... położenie Paparonów z dniem każdym stawało się cięższém, pensya pułkownika na utrzymanie domu wystarczyć w żaden sposób nie mogła, dochodów nie mieli żadnych, willi sprzedać nie było można... groził prawie niedostatek, zapasów żadnych nie mieli...
Pocichu Wiktor radził z Jakubem, bo nie chcieli aby o tém Klara wiedziała, nie domyślając się wcale, iż ona także, ich oszczędzając troski, pracowała nad wynalezieniem środków do życia.
Z energią charakterowi swojemu właściwą, Klara w sobie ich szukała. Wychowanie jéj staranne, muzykalne ukształcenie wysokie, umiejętność ję-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kamienica w Długim Rynku.djvu/161
Ta strona została uwierzytelniona.
— 154 —