bą nieszczęście prowadzi, gdzie tylko się wciśnie... Teofila ujęła może nietyle twarz, wdzięk, młodość, co artystyczne wykształcenie i umysł panny... Na to jest jeden sposób... wprowadzić go w towarzystwo artystek, aktorek, kobiét młodych, pięknych, dowcipnych a należących do tego świata w którym się jednak ludzie jak Teofil nie żenią...
— Kochany ojcze, pozwól sobie powiedziéć, odparł przestraszony Berens, że to może być bardzo fałszywą rachubą... Wy tego świata nie znacie tak dobrze jak ja... Od czasów hr. Rossi i tam mają wyrachowania matrymonialne; potém to może być niebezpieczne dla twéj kieszeni ojcze.
Stary Wudtke się uśmiéchnął.
— Jeżeli mi Teofila zbałamuci która, dam chętnie kilka, kilkanaście tysięcy talarów...
— Teofil zbyt te rzeczy bierze sercowo i po młodemu, zawołał Berens, nuż się zakocha i zapragnie żenić tam, gdzie jak ojciec powiadasz, nie żenią się... a gdzie niestety... dziś trafiają się nawet książęce... maryaże.
— Śmiesznym jesteś Berens, odparł bankier... to zapoznaj go... gdzieś... gdzieby już był mąż... tam nie będzie niebezpieczeństwa. A pamiętaj o jedném, znam Teofila, nie ujmie go twarz, wdzięk, młodość... tylko wykształcenie, dowcip, umysł... No — śmiéj się, taki on jest... dziwak... kocha się
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kamienica w Długim Rynku.djvu/170
Ta strona została uwierzytelniona.
— 163 —