Od opisanych wypadków prawie bez żadnych zmian spłynęło długich kilka miesięcy. Teofil pisywał regularnie do Klary... ale listy jego były jakoś i krótsze coraz i mniéj może szczére a serdeczne jak dawniéj. Uczuła to ona chociaż do formy, do treści ich nawet nie można było się przywiązać i oprzéć na nich zarzutu. Ale z dwóch najczulszych listów z których jeden pisało serce, drugi ręka i nawyknienie, serce kochające mimowolnie odróżni ten z którego woń prawdy się rozlewa. Jest cóś w uczuciu niewynaśladowanego i jak eteryczne owe ekstrakty fruktowe pachnąc doskonale ananasem i cytryną... czuć razem apteką, tak udanie czuć fałszem, choćby było najwytworniejsze.
Klara broniła się wrażeniu którego doznawała — ale mu się oprzéć nie mogła... nadto znów była dumną żeby miała czynić wymówki, listy jéj stały się poważne, smętne... Czasem Teofil wybuchał z dawną gorącością uczucia... to ostygał znowu... Bliższych szczegółów o życiu jego w Berlinie nie miano. Klara chodziła na pensyą, ukradkiem zarabiając i ukradkiem ten grosz rzucając do skarbony domowéj... Mały to był przybytek... ale cóś znaczył przecie, a tak uspakajał jéj sumienie!!
Pułkownik w razach pilnéj potrzeby przez ręce Klary, a bez wiadomości Jakuba... z pensyjki swéj cóś dorzucił także. Jednemu tylko ojcu nieszczęściło się... on jeden żadnego, nawet najlichszego
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kamienica w Długim Rynku.djvu/172
Ta strona została uwierzytelniona.
— 165 —