Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kamienica w Długim Rynku.djvu/175

Ta strona została uwierzytelniona.
— 168 —

kręciły. Lekcye były dla niéj tak wielką pomocą!! Ale przemógłszy piérwsze wrażenie... ochłonąwszy, wstała już by odejść.
Moja droga, nie chcę ci być ciężarem, szepnęła — i to wielkiém jest cóś zrobiła dla mnie, dziękuję ci... Nie zapominaj o mnie tylko, jeśli się najmniejsze trafi miejsce, zajęcie... proszę cię...
Pani Lamm zaczęła ją ściskać, widocznie z sobą walczyła... słowa się jéj wyrywały z ust niedokończone, niezrozumiałe... chciała cóś mówić i nie śmiała... Klara to postrzegła, ale badać nie wypadało... Już była w progu, kiedy poczciwa Lamm wciągnęła ją nazad, zamknęła gabinet i rzuciła się jéj na szyję...
— Moja droga, moja biédna przyjaciółko, powiédz mi, powiédz szczerze, co ty i twoja rodzina zrobiliście by sobie tylu tu zyskać nieprzyjaciół?
Na to pytanie niespodziéwane Klara nie umiała odpowiedziéć.
— My? nieprzyjaciół? zkądże ty wiész o tém?
— A! droga moja! wiem... bo z ich to łaski, i ja się z tobą rozstać muszą... Caroli i inni metrowie, rodzice panienek ciągle mnie straszą tém, że jeśli ty tu pozostaniesz... pensya moja upadnie. Nie mogę ci nic zarzucić, a przecież... Oparłabym się jednemu, dwom, ale całemu miastu!
Klarze łzy się zakręciły w oczach, ale uczucie