Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kamienica w Długim Rynku.djvu/178

Ta strona została uwierzytelniona.
— 171 —

prawie nowe jakieś przychodziło ukąszenie losu uczyć cierpliwości, podejrzewano w wielu robotach udział nieprzyjaciół i zdaje się że nie bez przyczyny. Jeszcze przed stukilkudziesięciu laty gdy prapradziadek Jan nabywał owę kamienicę, był na niéj odwieczny proces z miastem o prawo do gruntu na którym stała. Miasto prowadziło go opieszale, dopilnowując się tylko przedawnienia, z obu stron bowiem dokumentów brakło i trudno było rozstrzygnąć, kto miał słuszność.
Sprawa ta tak dalece za małoważną i czysto tylko formalną powszechnie była osądzoną, iż nie przeszkodziła do nabycia kamienicy i późniéj téż nikomu nie zakłóciła spokoju. Trwało to lat niewiedziéć wiele: przeznaczoném było pozostać w zawieszeniu na zawsze. Tymczasem Wudtke wszedł do rady miejskiéj i pilno mu było sprawę tę odkopać, a odkopawszy ją wprowadzić na drogę procesu który mógł się stać groźnym. Czynsze same z gruntu nieopłacane przez lat tyle, przy umiejętnym obrachunku przenosiły wartość owego pałacu. Na radzie Wudtke umiał tak dotkliwie dać uczuć swym towarzyszom opieszałość ich w sprawie funduszów miejskich, iż wszystkich poruszył i zastarzały proces odnowił w sposób niezmiernie groźny.
Jakub któremu o tém znać dano, zniósł nowy cios spokojnie, uprosił obrońcę, zebrał papiéry... ale jakby dobity nim, zasłabł... Wiktor i Radgosz,