— A pan, podróżuje w interesach? czy dla przyjemności?
— Ja? głównie przez ciekawość... jestem diletant, artysta, trochę malarz... nieco archeolog...
Pułkownik spadł nieco z wysokiego wyobrażenia jakie o nim był powziął — artysta, archeolog, są to ludzie smutni i goli, a te dwie wady nigdy nie podnoszą człowieka.
— Jakże się panu nasz Gdańsk pod względem malowniczym podoba? dorzucił Wiktor poufaléj.
— Bardzo rzekł Francuz — bardzo — ale skarby sztuki które się tu pewnie znajdować muszą, sądząc z powierzchowności miasta — są dla obcego niedostępne, a publiczne zbiory... nie starczą aby dać o nich wyobrażenie.
— Nie mylisz się pan, odparł Wiktor, w domach prywatnych są rzeczywiście skarby, ale my spokojni mieszkańcy nie zadajemy sobie kłopotu popisywania się z niemi.
— Gdzieindziéj jest lepiéj, odezwał się Francuz... W Wenecyi naprzykład domy stoją otworem dla ciekawych podróżnych...
— U nas niéma tego zwyczaju.
— To szkoda... Są miasta stare które zabytkami sztuki nie mały handel prowadzą... i Gdańskby mógł także.
— A no — my téż sprzedajemy szafy nasze i skrzynie do ostatnich, aż je z Żuław już sprowa-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kamienica w Długim Rynku.djvu/182
Ta strona została uwierzytelniona.
— 175 —