Radgosz, jakkolwiek przyjaciel domu serdeczny, nie został wyjętym z ogólnego prawidła... Wiktor postanowił i przed nim zachować tajemnicę, przynajmniéj dopókiby nie był spytanym i zagadniętym. Gdy wieść po mieście gruchnęła o skarbie, naturalnie powiedziano o tém Radgoszowi, dostał wiadomość ze trzech stron różnych, ale się uśmiéchnąwszy, ręką kiwnął tylko i wziął to rzeczywiście za głupi wymysł lub figiel mściwy Wiktora. Tyle się tego skarbu naszukano, iż znalezienie tak późne nie zdawało mu się wcale prawdopodobném. Jednakże gdy ze wszystkich źródeł powtarzać się to zaczęło uparcie, Radgosz porzucił Swedenborga i poszedł do Wiktora.
Znalazł go trafem w jego mieszkaniu, w humorze złocistym, na rozmowie szalonéj z papugą, która skakała, rzucała się, wściekała, hasała i łajała.
— Nie przerywam? spytał Radgosz na progu.
— Nie, kochany przyjacielu, zawołał Wiktor, który biegł go uścisnąć; papuga zmęczona, boję się żeby mi się już nie wściekła... siadaj...
Radgosz stał i patrzył, zdziwił go nadzwyczaj humor Wiktora.
— No, pułkowniku, spytał, co tam o was za plotki chodzą po mieście?
— O nas? plotki? jakie?
— Nic nie wiész?
— Mogęż się ja domyśléć?
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kamienica w Długim Rynku.djvu/212
Ta strona została uwierzytelniona.
— 205 —