Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kamienica w Długim Rynku.djvu/223

Ta strona została uwierzytelniona.
— 216 —

szyła poczciwą spokojną panią Lamm, która starała się ją napróżno ukołysać zimną prozą powszedniego życia.
Rozmowa odtoczyła się gdzieś daleko znowu, ale pani Lamm nie potrafiła zadowolić swéj ciekawości co do skarbu; zagadnięta po raz drugi, Klara jéj odpowiedziała stanowczo: — Nic nie wiem, nie obchodzi mnie to, a nie mam prawa ci się zwierzyć, to tajemnica ojca i stryja, dla mnie żaden skarb nie wróci młodości.



We trzy czy cztéry dni po tych wypadkach, telegram wzywał znowu Berensa do Gdańska, posłuszny zięć stawił się natychmiast. Zastał Wudtkego w strasznym humorze czarnym, zakłopotanego. Siedział w fotelu pogrążony, przybity, przywitał zięcia obojętnie i wskazał mu miejsce.
— Wiész, rzekł do niego po cichu, zrobiłem głupstwo... wielkie głupstwo, sam to wyznaję. Ale któż u kaduka może wierzyć w skarby ukryte i loterye! Tymczasem okazuje się iż Paparonowie znaleźli piéniądze dziadka Alberta, nie można jeszcze dojść ile, ale jak ja mam z moich informacyj, i gdy raz skarb się znalazł, musi być bardzo znaczny. Jakub w tych dniach jedzie do Londynu, to pewna, mają więc tam cóś na banku. Od śmierci Alberta gdyby suma najmniéj była znacząca (a małéjby