mieszczanina Helmuth’a... Byłato najświetniejsza partya w Gdańsku, najpiękniejsza panna, największy posag i najstarsza firma niepokalana!!
Duch ojca z zagrobu jeszcze widocznie czuwał nad ukochaném dziécięciem... małżeństwa tego zazdrościli mu wszyscy. W istocie panna Dorota była najmilszą istotą w świecie, pieszczoną u ojca i jedyną jego spadkobierczynią. Ślub ten kojarzył nietylko ludzi dwoje ale dwa domy i dwie potężne fortuny. Stary Helmuth był zabiegły, przebiegły, czynny, przyszłość obiecywała się świetną... I szczęście téż jaśniéć musiało nad domem, bo młodzi ludzie się kochali... panna była idealnie piękną... jakby wyhodowaną w szklarni, delikatną, świéżą, a nieznającą nic w świecie prócz niewinnych jego rozkoszy... Bartoszek zakochany w niéj na zabój. Wesele odbyło się z tym przepychem tradycyjnym mieszczan bogatych, którzy zwykli byli w podobnych razach występować świetnie i całe niemal miasto zapraszać na gody... Orszak panny młodéj, występ pana młodego, ognie sztuczne, teatr domowy, maskarada, bal, stoły na kilkaset osób, beczki wina dla ludu w ulicach... epitalamy drukowane na atłasie... wieńce, łuki tryumfalne... wszystko to zajmowało miasto przez parę tygodni. Paparona dom wspaniale na nowo na przyjęcie swéj oblu-