Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kamienica w Długim Rynku.djvu/250

Ta strona została uwierzytelniona.
— 243 —

acz różna, jest piękność ale odmienna. Żyć trzeba na południu, starzéć się i wspominać tutaj.
Jest w tém cóś co się go dzi z duszą zbolałą... co ją pociesza... natura jakaś zrezygnowana. Tam na południu skały się kłócą z drzewami, morze walczy z kamieniem, niebo piorunuje i klnie wichrami, tu wszystko się pojednało, do jednéj drzémki kontemplecyjnéj.
Tak wygląda morze a raczéj zatoka w Zopot, dawnéj Sobótce, dlatego podobno tak nazwanéj, że mieszczanie bogatego Gd ańska, jeździli tam ostatniego dnia w tygodniu na o dpoczynek niedzielny... Schludnie, cicho, jakoś klasztorno. A gdy sąsiednie ogrody opactwa w Oliwie na książęce cóś patrzą... Sobótka ze sw emi drzewy, podobną jest do pustelni kartuzów...
Dodaje temu brzeg owi wdzięku mnóstwo dzieci dla których wody zatoki szczególniéj są pokrzepiające. Te matki i te dziatki dopełniają doskonale cichego obrazka.
W jednym z domków niedaleko od morza rodzina Paparonów przeniosła się i zamieszkała już ostatnich dni maja... Stryj Wiktor który hiszpańskie tylko znał morze i brzegi, nie był zadowolony z Bałtyku.
— To jest morze swojskie, domowe, wygląda mi jak cóś obłaskawionego, mówił — nie robi tego wrażenia co tamte, nie mam dla niego wielkiego