Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kamienica w Długim Rynku.djvu/261

Ta strona została uwierzytelniona.
— 254 —

winniony którego natychmiast uwolniono, nie mówiąc słowa, wyrwał się z pośrodka otaczających go, śpiesznym krokiem wybiegł z sali, i w mroku nocnym zniknął...




Wielki niepokój ogarnął rodzinę i przyjaciół Teofila, gdy ani nazajutrz, ani dni następnych śladów jego odkryć nie potrafili; przypominano sobie z trwogą, że w piérwszych dniach po uwięzieniu targnął się kilkakroć na życie własne, lękano się ażeby rozpacz i wstyd nie doprowadziły go do samobójstwa. Kilka dni trwały jak najpilniejsze poszukiwania w okolicach, gdy jednak nie odkryto nic, uspokojono się nieco, domyślając się że musiał dobrowolnie kraj opuścić. Ale dokąd się mógł udać i o czém — nikt nie wiedział.
Wypadek ten, przebieg sprawy, niemiły rozgłos jéj, uwaga przez to zwrócona na rodzinę, tak podziałały na starego bankiera, zniechęciły go do życia, do interesów, że zdawszy sprawy domu na piérwszego swojego komisanta, sam zamknął się i począł dziwaczyć w odosobnieniu, tak że znowu o niego się lękać przyszło. Przybycie córki, wnuków, Berensa, choć nie wiele pomogło, przyniosło mu przynajmniéj jakąś przymusową rozrywkę. Ale charakter i usposobienie, owa dawna duma i wiara w siebie w osobliwszy sposób przekształciły się