Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kamienica w Długim Rynku.djvu/27

Ta strona została uwierzytelniona.
— 20 —

wszystkiego coby w chłopięciu ojcowskie zamiłowanie w sztukach obudzić mogło.
Rósł tak na uboczu siérota ponuro, smutno i te piérwsze lata życia, wpływ na jego charakter wywarły stanowczy. Niepodobny do ojca i matki, dosyć pospolitych rysów twarzy, przypominających dziwnie dziada Helmuth’a Albert od dziecka tak począł być skąpym, iż go za fenomen w swym rodzaju uważano. Téj namiętności nikt nie myślał hamować, rosła więc z nim i zwiększała się jakby na przekorę rozrzutności ojcowskiéj. Miliony starego Paparony i Helmuth’a szły na ozdabianie willi i domu, a mały Albertek ciułał już miedziaki i współuczniom wypożyczał je — na procenta...
Opatrzność może chciała dom ocalić w ten sposób od zupełnego upadku, gdyż ruina mu groziła zarówno przez nieopatrzność pana Bartłomieja, jak zaniedbanie interesów. Dom widocznie chylił się, chwiał, kapitały wyczerpywały, a gdy na to uwagę Paparony zwracano, ruszał niedowierzająco ramionami. Milczał, odwracał się, nie chciał słuchać, nie umiał radzić, a nadewszystko powstrzymać szalonych wydatków. Dom którego zewnętrzną postać nakreśliliśmy w początku opowiadania, powstał staraniem p. Bartłomieja: podziwiali go wszyscy, ukazywano go obcym jako osobliwość i skarby miasta, ale gdy już był na ukończeniu, a willa Bartolomea rozpościerała się wśród zieleni i wodotry-