Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kamienica w Długim Rynku.djvu/28

Ta strona została uwierzytelniona.
— 21 —

sków... przyszły tak ciężkie czasy dla miasta, dla kraju, a szczególniéj dla domu Paparonów, iż wszystko potrzeba było zawiesić... Nie wiele téż do ukończenia pozostawało...




Pan Bartłomiéj postarzał w tém życiu, syn jego podrósł i skończywszy szkoły, usiadł od razu za kantorem u ojca... ale tu zajmował podrzędne stanowisko jakby komisanta tylko... i spełniał je z bierną obojętnością. Ojciec i syn widywali się codzień, ale stosunki ich były więcéj niż chłodne, dostrzegano w nich prawie niechęć dziecka dla rodzica... Pan Bartłomiéj obchodził się téż z synem jakby go za nierównego sobie inteligencyą uważał, mówił z nim rzadko, unikał wywnętrzeń, zbywał krótko i sucho... Już za życia ojca z pewném zajęciem i ciekawością rozpowiadano sobie o przyszłym dziedzicu domu. Albert w istocie niepospolitym był młodzieńcem, dojrzałym przedwcześnie, zimnym, wyrachowanym, oszczędnym do śmieszności, obojętnym dla ludzi, zamkniętym w sobie. Z pensyjki jaką mu dawał ojciec, z pomocą, uboczną spekulacyi, wiadomo było że sobie już stworzył kapitalik dosyć znaczny, którym obracał bardzo zręcznie. Tak gdy z jednéj strony sumy szalone sypały się na rozrywkę artystyczną pana Bartłomieja, na marmury, alabastry, bronzy, obrazy i