tychmiast wszystkie roboty około willi i domu przerwał, użytych kunsztmistrzów pozpłacał, zamówienia dalsze poodwoływał i przedsięwziął troskliwą likwidacyą stanu domu i firmy, który z powodu nieporządku lat ostatnich, nikomu dobrze nie był znany. Odbyło się to w największéj ciszy i spokoju... Bilans wypadł był straszliwie groźny dla każdego innego jak pan Albert spadkobiercy; na twarzy młodéj ale zastygłéj już tego dziwnego człowieka, nie było śladu ani żalu, ani trwogi, ani pomieszania.
Milcząco ze zmarszczoną brwią przejrzał rachunki, skonfrontował je, i nie dał nikomu poznać po sobie co postanowi. Byli tacy którzy mu doradzali żeby dom i willę sprzedał natychmiast, chociaż nie łatwo i za bezcen było znaléźć na nie kupca. Skarby artystyczne nagromadzone tam, z trudnością miłośnika, coby je ocenił, znaléźć mogły. Domyślano się już iż to wszystko pójdzie pod młotek, ale się stało inaczéj. Czy to szanując pamięć ojca, czy z innych powodów, których się domyślać nikt nie umiał, Albert nie tknął ani kamienicy, ani willi... Stanęły tylko roboty, pozamykano wszystko, nowy dziedzic zajął lichą stancyjkę na tyłach i — rozpoczął pracę jakby zupełnie na nowo się miał dorabiać. A było mu pewnie trudniéj niż gdyby z niczego tworzył, bo ruina każda jest zawadą; łatwiéj wznieść chatę nową, niż stary pałac
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kamienica w Długim Rynku.djvu/31
Ta strona została uwierzytelniona.
— 24 —