Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kamienica w Długim Rynku.djvu/43

Ta strona została uwierzytelniona.
— 36 —

których sprzedać nie mogli, obawiając się gdzieś zakopanego pozbyć skarbu, a zresztą przywiedzeni byli niemal do ubóstwa, potrzeba było jeszcze małe długi popłacić, tak że ostatecznie ledwie żyć mieli z czego.




Sprawa tego skarbu nie samę rodzinę obchodziła; całe miasto, można powiedziéć, żywo zajmowało się tą tajemniczą przygodą. Z papiérów okazywało się jak najdobitniéj że skarb ten istniał, że musiał być niemal cały w złocie, gdyż Albert zmieniał ciągle na dukaty cokolwiek uzbiérał. Tak znaczne sumy przez nikogo pochwycone być nie mogły, nikomu téż powierzone nie zostały. Owe miliony musiały więc być złożone w domu, co najprawdopodobniejsza, albo gdzieś w willi, choć do téj rzadko, prawie nigdy nie chodził stary. Z początku nadzieja odkrycia owego schowania była dosyć żywą, codzień niemal próbowano szukać, zawsze bezskutecznie. Papiéry nie dawały najmniejszéj skazówki. Badano obyczaje, ruchy, sposób życia starca w ostatnich latach jego, ale i to do niczego nie doprowadziło. Zwykle w kilku izdebkach do których chodził, zamykał się na klucz, a co tam robił, nikt nie wiedział, nikogo tu nie przyjmował tylko w kantorze na dole. Naturalnie nędzne, opuszczone i brudne pokoiki naprzód zrui-