śliwego jego ojca; nie poszukiwano już skarbu ale o nim zawsze myślano, często mówiono... Toż ubóstwo które znosił Teodor, stało się udziałem jego syna. Ażeby się utrzymać przy domu i willi, potrzeba było ofiar, oszczędności, żyło się więc nadzieją raczéj niż rzeczywistością.
W czasie gdy się powieść nasza właściwie poczyna, to jest w latach już naszych, gdy Gdańsk skutkiem różnych wpływów epoki stracił wiele na ważności, jako miasto handlowe i portowe, pan Jakub Paparona żył owdowiały z jedynaczką córką swoją panną Klarą, która przeszła już była granicę dla panien tak niebezpieczną lat dwudziestu.
Dom ich był mało uczęszczanym, rodzina ubogą, chociaż zawsze jeszcze zostawała w posiadaniu swéj willi i kamienicy. Jakub miał lat cztérdzieści kilka... zajmował się interesami handlowemi, ale nie dla siebie, służył drugim, a że znano go z poczciwości i rodzina miała zachowanie u ludzi, miejsce to w znacznym kantorze dawało mu dochód wystarczający na życie skromne a przyzwoite. Część wspaniałego domu była zamieszkaną z wyjątkiem sali weneckiéj, która pozostała jak była ze swemi skarbami sztuki, a otwiérała się tylko w nadzwyczajnych wypadkach lub dla zwiédzających ją ciekawych cudzoziemców.