Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kamienica w Długim Rynku.djvu/57

Ta strona została uwierzytelniona.
— 50 —

jéj gwałtownie go pociągać... bom przewidywał to postanowienie o którém mi dziś tak uprzejmie i przyjacielsko ostrzegacie. Ale uprzedzam was, szanowny panie, iż o tém co od was słyszę muszę téż panu Teofilowi powiedziéć, abym się przed nim wytłumaczył, dlaczego tak późno się opamiętałem.
— I owszem, odparł Wudtke, powtórzcie mu rozmowę naszą, nie widzę w tém nic złego a jeśli mi to nastręczy powód otwartego wynurzenia się przed moim Teofilem, bardzo wam będę wdzięcznym.
Na tém skończyła się rozmowa; p. Jakub smutny powrócił do domu, przez kilka dni zwłóczył z wyznaniem wszystkiego przed córką, nareszcie uznał za właściwe nie kryć tego dłużéj.




Tu musiémy powiedziéć czytelnikowi jak czułe węzły przywiązania łączyły ojca i córkę. P. Jakub kochał ją niewysłowienie, aż do uwielbienia, a Klara mu to oddawała sercem całém.
Skromny ów człowiek widział w niéj wyższość, podziwiał talenta, ona była jego szczęściem domowém, dla niéj poświęciłby był wszystko... dla niéj pragnął tego marzonego skarbu... i losów na jakie zasługiwała... świetnych... coby ją na właściwy teatr, w społeczność jéj wykształceniu właściwą przeniosły... Boleśnie mu było rozbić jéj nadzieje i złudzenie, ale kryć się nie umiał przed nią z niczém