Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kamienica w Długim Rynku.djvu/61

Ta strona została uwierzytelniona.
— 54 —

te jakieś tajemnicze przedsiębierstwa piéniądze ściągał, które zniknęły jak w przepaści. O skarbie więc myśléć nawet jest dziś marzeniem.
— Być bardzo może iż się domyślacie trafnie, odparł p. Jakub, ale jestli podobna aby strata tak ogromna, majętności milionowéj, owocu całego życia pracy i skąpstwa — przeszła bez śladu, bez rozgłosu, w grobowém milczeniu?? Aby po niéj ani świstka papiéru, ani najmniejszego nie zostało poszlaku?? Jak to wytłumaczyć?
— A! fantazyą i wstydem dziada Alberta, który pozacierał ślady
— Wiecie, kończył Radgosz, iż się jednak odkryły pewne wskazówki iż Albert z Anglią miał potajemne stosunki, pisywał tam prywatnie nie przez biuro... wysyłał piéniądze... i zacierał umyślnie wszelkie ślady tych robót skrytych, niewiedziéć dlaczego... Cóż łatwiejszego nad przypuszczenie że to jego miliony pochłonęło?
Radgosz stary widząc pana Jakuba niezupełnie przekonanym jeszcze, z miłości jaką miał dla rodziny i dla niego, w końcu proponował by raz już mowa i próżne durzenie się skarbem ustało — pojechać do Anglii, dotrzéć tam do źródła i zasięgnąć stanowczych wiadomości. Ale ani czas ani fundusze nie dozwalały Paparonie wykonać téj zdrowéj rady. Wieczorami ten nieszczęśliwy skarb, będący dla jednych ideałem, dla drugich zagadką,