Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kamienica w Długim Rynku.djvu/67

Ta strona została uwierzytelniona.
— 60 —

le... będę miał szczęście złożyć je u stóp naszéj ślicznéj panny Klary.




Długie życie awanturnicze dziwnego zaprawdę człowieka wyrobiło z pana pułkownika... poczciwy był i dobry jak dziécię, lekkomyślny, prędki, gorączka i na przygody obojętny. Tyle biédy przebył, tyle przecierpiał, że mu już teraz życie w warunkach spokojniejszych łatwém do zbytku się zdawało. Wielki miłośnik płci pięknéj ale już platoniczny tylko wielbiciel zdaleka, ochoczy do kielicha i wesołéj gawędki, usłużny i chętny do poświęcenia; zaraz po przybyciu oswoił się z żołniérską łatwością z położeniem nowém, usiłował rozpoznać je, ciekawie zajrzał we wszystko i poślubił gorąco interesa brata i synowicy... przez cały ten wieczór do późna opowiadał i rozpytywał, następny dzień w części strawił obchodząc miasto, szukając znajomych, przypominając sobie młodość. Wybrał sobie na drugiém piętrze parę pokojów, rozłożył się w nich po żołniérsku i zapowiedział że pozostanie gościem w domu tylko, że się godzinami, regularnością ich życia wiązać nie może, będzie jeść gdzie mu się podoba, przychodzić od fantazyi, siedziéć w mieście lub za miastem, iść i wracać, jeździć, ruszać się zupełnie swobodnie.
Z pułkownikiem Wiktorem, oprócz trochy żoł-