przypuszczając abyś życie bez planu i celu prowadził.
— To, odezwał się Teofil, z konieczności oprzéć się musi o kardynalne zasady i pojęcia — w których się podobno wielce różnimy... Na cóż mamy poruszać kwestye, będąc pewni iż się wzajem nie przekonamy.
— Ale zkąd dane iż są między nami różnice zdań, pojęć i że się one do jednego mianownika sprowadzić nie dadzą? zapytał ojciec.
— Te dane czerpię z przestrogi ojcowskiéj bardzo prostą logiką, rzekł Teofil; gdybyśmy się zgadzali w poglądzie na świat i życie, nie przestrzegałbyś mnie ojciec o niebezpieczeństwie.
Ojciec acz podrażniony, był zadowolony z dyalektyki syna... Złagodniał nieco uszanowawszy w nim inteligencyą.
— Mówmy otwarcie, spytał — ożeniłbyś się z p. Klarą?
— Jestto jedyném i najgorętszém życzeniem mojém, odparł śmiało Teofil.
Wyznanie to szczére, otwarte, zuchwałém wydające się bankierowi, nagle przeważyło szalę niecierpliwości dotąd utrzymującą się w równowadze; wybuchnął.
— A ja mam honor ci oświadczyć, że dopóki żyję i po mojéj śmierci potrafię zapobiedz abyś tego szaleństwa nie popełnił. Panna Klara! p. Kla-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kamienica w Długim Rynku.djvu/83
Ta strona została uwierzytelniona.
— 76 —