bardzo głowy, wysyllabizowuje... Nie szkodzi to téż nic Gdańskowi że jest i dla artysty pełnym wzorów, motywów, tematów do ślicznych obrazków.
A któż policzy ile w tych ścianach, gankach, na poddaszach, po uliczkach i zakątach kryje się podań, powieści, dramatów i obłamków żywota ludzkiego? Na wsi spokojnéj, w miasteczku zamieszkaném przez emerytów, procentowiczów i rozmaite kalectwa odpoczywające po burzach żywota... formuła życia i historya ludzi są niezmiernie proste. Urodził się, łotrował trochę, pił, hulał, jadł, ożenił się, zrujnował i... Bogu ducha oddał... (jeśli tylko Bogu). W mieście takiém jak Gdańsk gdzie żyły złota jak w Kalifornii jednego dnia otwiérały się szczęśliwym, a drugiego wysychały do szczętu... gdzie pracą od szeląga nabywały się majątki, a upojeniem zbogacenia traciły, gdzie wczorajszy ulicznik mógł być niedługo kapitalistą, a kapitalista nędzarzem... pojąć łatwo co piéniądz, ten wszechmogący pan świata... figlów płatał, dramatów rozwiązywał niespodzianie, i ile dawał szczęścia, co wywoływał wstydu... i boleści.
Totéż zbliżywszy się do dawnych mieszkańców pomorskiego grodu... można się bez liku nasłuchać opowiadań, tradycyj... stokroć wiecéj zajmujących w swéj prostocie, niżeli sztuczne owe powieści nasze, które my z taką biédą i mozołem wymyślamy dla rozrywki i pożytku czytelników naszych.