jego synowicy — ale Wudtke nie był z tych ludzi co na pojedynek wychodzą. Łamał sobie głowę stary czém tego olbrzyma zmódz i złamać, olbrzym tymczasem skuteczniéj daleko przeciwko Paparonom pracował.
Szukał on w głowie środków rozbicia tego uroku jaki dla syna jego miała panna Klara; rozumiejąc i dochodząc po swojemu, wyrachował wreszcie iż te resztki splendorów, dom, zabytki, sztuki, willa... ubóstwo, mające w sobie cóś arystokratycznego, mogło Teofila pociągać, otaczając ją jakąś aureolą.
Oprócz tego brzydkie uczucie mściwe wiodło go do szkodzenia tym ludziom. Sądził że zubożeni do ostatka, łatwiéj mu ulegną i z Teofilem zerwą. Chodziło o środki wykonania tego planu w sposób taki, ażeby go nie posądzano, że ruiny był sprawcą, boby przez to ściągnął na siebie w mieście nieprzyjemne plotki.
Pan Jakub, jakeśmy mówili, pracował w domu cudzym, zajmując dosyć ważną posadę. Naczelnik téj firmy, Fiszer, był w ścisłych z Wudtkem stosunkach... Fiszer mimo że obracał dosyć znacznemi kapitałami i miał klientelę wielką, skutkiem zwiększających się coraz interesów, często bardzo potrzebował kredytu. Byłto człowiek rzucający się śmiało, przebiegły, z trafnym sądem, dość szczęśliwy w swoich obrotach, ale mający słabość jednę
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kamienica w Długim Rynku.djvu/90
Ta strona została uwierzytelniona.
— 83 —